Serce każdego kraju bije w jego stolicy. My dziś wybraliśmy się z naszymi przyjaciółmi do serca Rumunii – Bukaresztu. (Trudno nam było w to uwierzyć, ale uczniowie z Ploieszti też przyjechali tu po raz pierwszy w życiu, choć odległość miedzy tymi miastami wynosi jedyne 75 km).
Celem wyjazdu było Muzeum Draculi, ale spotkała nas przykra niespodzianka. Okazało się, że jest ono remontowane i nie ma możliwości odwiedzenia tego miejsca. Szkoda – bywa. Pozostało nam śledzenie Drakuli w mieście (i rzeczywiście na kilka śladów trafiliśmy). Zresztą starówka naprawdę nam się podobała. Trzeba dodać, że siły, które podczas tego spaceru bardzo osłabły, przywrócił nam obiad w rumuńskiej tawernie (wszystko było pyszne, a deser – palce lizać).
No i musimy wspomnieć o wizycie w rumuńskim parlamencie (i dla wielu z nas – pierwszej w życiu tak szczegółowej kontroli). Mieści się on – zresztą jak większość instytucji państwowych – w budynku Pałacu Ludu zbudowanym jedynie z rodzimych materiałów. A że Rumunia to kraj bardzo bogaty w złoża i surowce, mieliśmy na czym oko zawiesić. Nasz zachwyt wzbudziły piękne złocenia, różowe marmury czy drewniane inkrustacje. Czy wiecie, że to drugi (po Pentagonie) największy budynek administracyjny na świecie. Żeby zwiedzić wszystkie wnętrza, musielibyśmy tam chodzić 100 godzin! Tym bardziej jesteśmy zadowoleni, że posłużył nam jako tło do flash-moba.
Zobaczyliśmy wiele, ale najwięcej radości przyniósł nam czas spędzony z nowymi kolegami i wspólne śpiewanie. Okazuje się, że z nimi angielski staje się coraz łatwiejszy…