Witamy! Tak, jak zapowiadaliśmy wczoraj, dziś z samego rana wybraliśmy się na podbój Gór Stołowych.
Po pysznym, jak zwykle, śniadaniu założyliśmy odpowiednie obuwie i pojechaliśmy na spotkanie z panią Magdą, przewodnikiem sudeckim. Najpierw poznaliśmy historię tej części Sudetów, dowiedzieliśmy się, kiedy powstały i z jakich skał są zbudowane. Zaskoczyło nas, że ta część Dolnego Śląska w zasadzie nigdy do II wojny nie należała do Polski, tylko do Czech, Austrii i Prus. Góry te nazywały się wtedy Hejszowina (od czeskiego słowa oznaczającego chatę krytą strzechą), a miano Stołowych zyskały dopiero po wojnie. Następnie przeszliśmy szkolenie z zasad zachowania się turystów w parkach narodowych i rezerwatach oraz z rodzajów oznakowania szlaków turystycznych.
Jechaliśmy „Drogą Stu Zakrętów”, a potem wspinaliśmy się wąską serpentyną na Błędne Skały. Umiejętności pana Waldka, naszego kierowcy, naprawdę zasługują na uznanie! Około godziny błądziliśmy po skalnych labiryntach i podziwialiśmy wspaniałe widoki. Potem przejechaliśmy pod Szczeliniec i rozpoczęliśmy wspinaczkę. Dość szybko pokonaliśmy około 700 kamiennych stopni prowadzących na szczyt. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że szlak powstał dzięki czeskiemu sołtysowi Franciszkowi Pabla, natomiast najznakomitszych gości ze szlacheckich rodów wnoszono na szczyt w lektykach, a na górze zastawiano dla nich stoły jadła i być może to stąd wzięły się „Góry Stołowe”.
Pani Magda opowiedziała nam wiele legend o Liczyrzepie i jego wyczynach. Na szczycie czekały na nas wspaniałe widoki i tłum turystów. Dziewczęta z chóru sprawiły im niespodziankę śpiewając „Katiuszę” i „Kalinkę”. Zasłużyły na gromki aplauz. Potem wyruszyliśmy w najgłębsze szczeliny Szczelińca: zasiedliśmy na Tronie Liczyrzepy, zeszliśmy do Diabelskiej Kuchni, Piekła i Czyścca, by w końcu wspiąć się do Nieba. Uruchomiliśmy wyobraźnię, by rozpoznać w różnorodnych formach skalnych legendarnych uczestników orszaku afrykańskiego króla, który chciał zabrać Liczyrzepie piękną Emilkę. Była to naprawdę wspaniała wyprawa, bo i pogoda dopisała.
Wieczorem oczywiście oglądaliśmy epokowe zaćmienie Księżyca. Choć trochę chował się za chmurami, to kilkakrotnie pokazał nam swoje zarumienione oblicze. Jutro wracamy!